Jak odchudziliśmy najzdrowszą dietę świata… i zepsuliśmy ją po drodze

2025-08-14

Kiedyś dieta śródziemnomorska była żywym dowodem, że można jeść tłusto, smacznie i żyć długo. Włoski rolnik z oliwą na chlebie, grecka ryba smażona na patelni, garść oliwek i kawał sera. To była codzienność, nie luksus. Zero aplikacji do liczenia kalorii, zero obsesji na punkcie "light" i "zero procent tłuszczu".
Efekt? Ludzie mieli zdrowe serca, energię i radość z życia.

Dziś to, co nazywamy "dietą śródziemnomorską", jest cieniem samej siebie.

  • Oliwa z oliwek? Tylko łyżeczka, bo "tłuszcz tuczy".

  • Sery? Tylko light, bo "cholesterol".

  • Ryby? Na parze, bo smażenie to zbrodnia.

Tak wygląda "fit" wersja, którą sprzedają poradniki i influencerzy. Smaku brak, tłuszczu brak, a potem ludzie się dziwią, że nie czują sytości i po godzinie polują na batona.

Prawdziwa dieta śródziemnomorska miała swój kręgosłup: tłuszcz był fundamentem, nie wrogiem. Oliwa extra virgin, orzechy, pełnotłuste sery, ryby bogate w kwasy omega-3, to one były paliwem, źródłem witamin i antyoksydantów. Wyjęcie ich z talerza to jak wyrwanie serca z organizmu i oczekiwanie, że będzie żył.

A najgorsze jest to, że zgubiliśmy sens. Tam, gdzie kiedyś liczyła się jakość, radość i wspólne jedzenie, dziś rządzi aplikacja, która pokazuje czerwony pasek, gdy zjesz o jedną kroplę oliwy za dużo.

Dieta śródziemnomorska przetrwała tysiąclecia, bo była naturalna. My w dekadę przerobiliśmy ją na odchudzoną papkę, która ma udawać zdrowie. Jeśli chcemy wrócić do tego, co działało, trzeba zapomnieć o "light" i wrócić do oliwy, sera i smaku. Bo bez tego, ta dieta nie jest śródziemnomorska. Jest tylko marketingiem.

Nie skracaj tłuszczu – skracasz życie!


SzymPolski